Jakość zdjęć jest taka smutna, że nawet nie chce mi się wrzucać nowych postów na blogu.
Czas zacząć zbierać kasę na nowy aparat...
A tymczasem pokażę coś, co ostatnio powyplatałam ze złotej nitki, która została mi na czółenkach.
Ponieważ podoba mi się zestaw kolorystyczny z bursztynowymi koralikami, więc i tego nie zmieniłam.
Największy naszyjnik jest zrobiony tym samym wzorem, co ostatnio - środek serwetki wg. projektu Jana Stawasza. Tylko tym razem inaczej rozwiązałam zawieszenie tego na "łańcuszku".
Kolczyki i mały wisiorek wykombinowałam sama. Postaram się wkrótce rozrysować wzorki i dodać do tego posta.
Chciałabym wszystkich frywolitkujących zachęcić do powalczenia z tym "łańcuszkiem". Tylko trzeba naprawdę często odkręcać nitkę - dosłownie co 10-12 półsłupków, bo inaczej nitka się rozdziela. Ale efekt takiego cieniutkiego świderka robionego z metalizowanej Madeiry Metallic jest naprawdę fajny. Ludzie się zachwycają. Jak dla mnie trochę za bardzo gryzie, ale nie wszystkim to przeszkadza.
Powodzenia!
Slicznie wyszlo, szkoda, ze zdjecia troche niewyrazne, chetnie bym blizej poogladala
OdpowiedzUsuńNo, własnie, chciałam napisac, że taki łancuszek okropnie gryzie,ale skoro innym to nie przeszkadza, to niech ich gryzie. ;)
OdpowiedzUsuńSama robię z takiej nitki, więc mimo zamglonych zdjęć wyobraźnia mi dopowiada, że zrobiłaś śliczności! :)
Ty to masz anielską cierpliwość!!!
OdpowiedzUsuńZdjęcia są nieostre, ale i tak widać, że frywolitki na nich są równiutkie i śliczne :o)
pozdrowienia
Ania
Bardzo fajne połączenie.
OdpowiedzUsuńPięknie wykonane! czy nauka frywolitek jest trudna?
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za wszystkie miłe słowa. One zawsze najlepiej motywują do pracy :)
OdpowiedzUsuńDecoromana, mam nadzieję, że dorabianie się nowego aparatu nie potrwa bardzo długo...
Koroneczko, chętnie w niedzielę podyskutuję z Tobą o nitkach i nie tylko :)))
Karmelku, nie chcę się licytować, ale to samo myślę o Tobie oglądając Twojego bloga i galerię :)
Zgraynka, dzięki serdeczne! Srebrna nitka podoba mi się z wieloma kolorami, ale złota już niekoniecznie.
Piuma, trudno powiedzieć. Teraz wydaje mi się, że nie, ale sama miałam problem z wystartowaniem. Grunt, to zrozumieć o co chodzi z tym sławetnym "flipnięciem", a potem wystarczy już tylko cierpliwość i chęci. Trzymam za Ciebie kciuki!
Kolejne dzieło sztuki ;-)))
OdpowiedzUsuńChoć zdjęcia nie bardzo wyraźne to i tak jest co podziwiać. Śliczności po prostu :)
OdpowiedzUsuńMnie łańcuszek z metalizowanej nitki też troszkę drapie...
Hihihi...
OdpowiedzUsuńOch, szczęściary Wy.... miłego spotkania :o)
No i jak było??? Jak było???
OdpowiedzUsuńŚliczne prace. Fywolitka nigdy nie była na mojej liście do nauczenia:) Jednak bardzo mi się podobają prace wykonane tą techniką.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lacrima
Ewik, przesadzasz oczywiście! :)
OdpowiedzUsuńBean, no to łączymy się w bólu ;) Oceniłyśmy z siostrą, że ten złoty wisiorek najładniej prezentuje się na bardzo jasnym lub bardzo ciemnym golfiku - wtedy nie gryzie.
Hejka Lacrima! Miło mi tu Ciebie coraz częściej widzieć! Dzięki za podziwianie ;) Ja stałam się nałogowcem we frywoleniu, więc postaram się tutaj jak najczęściej dostarczać nowe frywolitkowe "cosie".
Karmelku, a jak mogło być? Zakochałam się w Koroneczce po same uszy, a to już nie jest tylko miłość od pierwszego wejrzenia ;)
Wiedziałam... :o)
OdpowiedzUsuńKarmelku, naprawdę szkoda, że Cię z nami nie było.
OdpowiedzUsuńPewnie wyszłaby z tego bardziej urozmaicona, frywolna konstelacja miłosna ;P
Zaraz padnę ze śmiechu..... ;o)
OdpowiedzUsuńMimo że zdjęcia są troszeczkę zamglone to i tak widać ze to cudowne prace.
OdpowiedzUsuńwonderful tatting work!
OdpowiedzUsuń